No tak. Życie na pewno przyniesie jakieś rozwiązanie. Nie mam pojęcia jakie. Przyjdzie kiedyś jakaś chwila, gdy rzeczywiście okaże się, co było i jest najlepsze, a co nie. Czekanie na tę chwilę jest najgorsze.
Patrzę na siebie i myślę, czy nic gorszego nie mogło się wydarzyć? Oczywiście, że mogło, ale w chwili próby i przemyślenia, każdy problem osiąga miano nierozwiązywalnego. Morze łez wylanych, żalu i wyrzutów sumienia stają przed oczami. Zasadnym wydaje się odpowiedzieć na pytanie, co dalej. Nie mogę powiedzieć, że nie mam z tym pytaniem związanych wątpliwości, ale jak nie będę nic robił i czekał to zakończy się to źle, co najmniej depresją. Jak każdy, chciałbym zasnąć i obudzić się, gdy już sprawy będą pozałatwiane, ale wiem też, że tak to nie zadziała.
Ludzi doświadczają znacznie większe problemy niż moja samotność, bo ją da się zlikwidować, potrzeba tylko czasu, pracy i działania. Myślałem sobie dziś nad rzeką, co bym zrobił, gdyby los, gdyby Bóg skazał mnie coś bardziej przerażającego. Przyszły mi do głowy prawdziwie tragedie ludzkich serc, ludzkiego życia. Siedziałem sobie, paliłem papierochy i myślałem. Straszne. Nazbierałem dla swojego Anioła bukiet jesiennych liści.
W obliczu tych myśli to, co mam jest mało znaczące, bo samotność nie jest nieodwracalna.
Przyznać się do porażki, przyznać się do błędu, wstać i iść sobie dalej. Tak wygrać trzeba, trzeba tylko chcieć. Odrzucić całe otaczające zło, ludzie pomogą.