Obudziłem się dziś z niesamowitą energią i chęcią do działania. Od miesięcy jej nie widziałem. Smutek, który gościł tak naprawdę od lat wielu, poszedł sobie, wygoniłem go. Może nie tyle ja, co ktoś. Tak nie można żyć i karygodnym byłoby marnowanie swoich talentów, bo one są wyłącznie moją własnością i moich dzieci. Pomysły, których było kiedyś bardzo dużo i dawały całą masę sukcesów, zostały zabite, a może raczej zapite, zachlane, zniszczone. Straciłem wszystko i to nie jeden raz, będę o tym pisał. Pomysły, spontaniczne próby były zaś metodycznie zabijane przez kogoś, wreszcie umarły naturalnie. Rozpoczął się proces depresji, upadku, alkoholu, picia na umór, postradania zmysłów.
Wczoraj ktoś mi powiedział, że lubi „spontany”, to kolejne słowo klucz, które otwiera na nowo mój umysł. Nie może wszak „spontan” przerodzić się w wariactwo, czy też pychę; trzeba uważać, mieć świadomość zagrożeń. Ale odrobina szaleństwa, która na pewno jest treścią mojej duszy, która zawsze dawała mi olbrzymie pole do działania, dawała wiele radości, sukcesów wraca, wiem, że wraca. Złożyło się na to kilka wydarzeń dnia wczorajszego, a mianowicie owo słowo klucz oraz pozbycie się złudzeń co do załatwienia spraw rodzinnych w sposób cywilizowany. Nie ma być cywilizacji, to jej nie będzie i trudno. Każdy dokonuje własnych wyborów, dorosły człowiek z założenia ma ich świadomość i musi się liczyć z ich konsekwencjami. Nie można się oszukiwać, tylko stanąć w prawdzie, nie mówić, że jakoś to będzie. Nie, nie będzie i nie będzie jakoś. Koniec z pretensjami, krzykami; niektórzy ludzie nigdy się nie zmienią i trzeba ich wyrzucić z worka znajomych. Kropka.
W związku z tym muszę nieco skorygować najbliższe plany, co już się dzieje. Pozostałe sprawy bez zmian, praca, dużo pracy, w wolnej chwili czytanie i pisanie. Kontakt z maluchami. Idę po runo wielkości, po owoce swojej pracy, na miarę moich talentów, pamiętając o tym, że obcowanie z ludźmi, w których słowniku nie ma magicznych słów: dziękuję, proszę, przepraszam, jest dla mnie chorobą. Że obcowanie z takimi ludźmi to dla mnie natychmiast powrót do upadku. Że dla mnie to wyzwalacz pierwszej klasy, najsilniejszy z możliwych. Już w czerwcu mówiłem, że niepicie moim zdaniem nic nie zmieni i kwestia czasu jest li tylko definitywne rozstanie. Nie wierzyli, nikt nie wierzył, no prawie nikt. Cóż dało planowanie dnia, pomoc, pomysły? Gówno dało, w kółko o coś do mnie pretensje, nic jej się nie podoba, negowanie wszystkiego, stawianie oporu wobec spraw oczywistych, o czym pisałem wcześniej. Wczoraj dokładnie tak samo....
Wiele razy opowiadali mi o wyzwalaczach mądrzy ludzie. Teoretycznie wiedziałem o nich, ale one na mnie nie działały. Działa ten jeden, ale z taką mocą, jak dwadzieścia innych jednocześnie.
Odkryłem to, że jeśli ktoś mówi, nie, bo nie, albo tak ma być, bo tak albo ma pretensje o właściwie wszystko, to uruchamiają się o mnie najgorsze pokłady złości. Przecież obcy ludzie to mówią. Temperatura złości przekracza granicę wrzenia. Jakie z tego wnioski....
Dlatego dzieci, praca, własny rozwój, pokora, świadomość własnych niedoskonałości i lecimy na księżyc.
„Czego Ty potrzebujesz?- trzeźwego męża”. Dupa zbita, nie tego. Tylko niewolnika i potakiwacza, aby swoje frustracje i ukryte, kompletnie niewydobyte z duszy kompleksy wiadrami wylewać na niego, a jak zdechnie, to wyrzucić na śmietnik i nawet o tym nie pamiętać. Stań w prawdzie, najlepiej przed lustrem i to powiedz. Będzie łatwiej.