Pięć
Bylem dziś w kościele. Takim małym, nie za starym, nie za nowym, pełnym ludzi. Skąpanym w deszczu, jak jeszcze niedawno ja we łzach. Widziałem fotki dzieci, Natalcia piękna jak zawsze, mój ukochany Anioł, której towarzyszyłem już jak przychodziła na świat. Widziałem też Krzysia, którego też pamiętam, jak spod serca mamy pokazał się wszystkim. Jest to nie do zapomnienia. To miód dla mojej duszy i klej dla rozbitego serca.
Dzień deszczowy, bardzo dekadencki, ale bez rozpaczy, bez rozpamiętywania. Trochę też pracy było, wreszcie coś sobie zamówię do jedzenia ciepłego, bo dla siebie po prostu nie gotuję, nie warto, nie chce mi się, bo wracają wspomnienia.
Kilka spraw zamierzam zaraz uruchomić. Niech się toczą swoim życiem. Nie wiem co będzie, tego nie wie nikt. Jeszcze pięć dni.